Strona:Jan Żyznowski - Z podglebia.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

„Jest nas dwóch! Ostatni z Narzewiczów — Maciej, za wolą boską zdrów, jak byk, i ostatni z Grudowskich — Klemens chory. Maciej będzie pracował — Klemens będzie puszczał. Swojej nieboszczce, a twojej ciotce ślubowałem uroczyście po szlachecku w godzinę jej śmierci, że żadnej kobiety po niej nie zaznam. Tak, i nie zaznam. Tobie mówię: nie ślubuj żadnej! Na nic sobie nie żałuj! Doktorów bardzo nie słuchaj, ale niech cię pilnują. Jeślibyś chciał nawet którego kupić na własność — kup — pieniędzy starczy. O powrocie nie myśl. We dworze wilgoć i grzyb, a naokoło domu też nie sucho, łąki blisko, stawy... Nie! Da Bóg, poprawi ci się — to domek postawię w pniakach na skraju poręby u lasu. Wtedy przyjedziesz. Jak ci się znudziło w Meranie, przejedź się gdzieś. Może w Pireneje. Niechże ci Wszechmocny da zdrowie. Całuje cię twój wuj Maciej“.
P. S. Tu mi w Miedzborzu już drugi radzi na płuca pić szklankami topioną słoninę. Możebyś tak spróbował? Na Wygwizdowie, tam na tej górce między sosnami, jak się do wsi jedzie, zacznę z wiosną budować kaplicę. Jutro jadę do Narzewa.

M.


Po tym liście wuja Klemens ostatecznie zrezygnował z chęci powrotu do kraju; było to jeszcze jedno, może najpoważniejsze z całego szeregu innych — wyrzeczenie, nakazane chorobą. Zresztą do tej niezwykłej umiejętności tępienia wszystkich swoich chęci Klemens doszedł bardzo prędko, głównie wtedy,