Strona:Jan Żyznowski - Z podglebia.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

występów w teatrach prowincjonalnych, gdzie Kosińska grała wszystko, począwszy od ról amantek i kończąc na rolach t. zw. salonowych i matek, prasa nie interesowała jej zupełnie. Chciwie niegdyś czytane przez nią sprawozdania teatralne, pięknie wypacane przez sławy dziennikarskie miast powiatowych, przestały dla niej istnieć, zarówno jak cała prasa, z chwilą przyjazdu do Warszawy i zabłądzenia do chóru wielkiej operetki. Po przeczytaniu pism Helena doznała wrażenia zbliżenia się wspólnie z Sewerynem do jakiegoś punktu stycznego, zarazem stanowiącego granicę ich rozdzielenia. Pierwszy raz zaczęła się wmyślać w istotę wojny. Komunikaty oficjalne z różnych frontów niewiele wyjaśniały jej zaciekawieniu i niewiedzy, natomiast korespondencje wojenne zmniejszyły bezmiar, leżącej między nią i Witanem przestrzeni, która została nagle ściśle określona.
Na jednej ze stacji pociąg, którym jechała, zatrzymał się równolegle z szeregiem wagonów z rannymi żołnierzami. Z okna swego przedziału widziała zupełnie dokładnie wnętrze wagonu pierwszej klasy, gdzie na ławkach leżeli, jakby hen daleko od życia odeszli ludzie. Wzrok Heleny zanurzył się wraz z sercem w ponury obraz. Ranni leżeli bez ruchu, jakby umarli. Łączyła ich cichość dostojna i niezmącona. Ze śnieżnych spowić bandażów, obejmujących niby turbany głowy leżących, wyjawiały się poszczególne części twarzy, wszystkie jakiegoś szczególnego koloru, wszystkie nad wyraz piękne, niewidziane nigdy w takim szlachetnym uroku kształtu i urodzie wyrazu: oczy, nos, usta.