Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ny dzień roboczy, potem sześciogodzinny, potem monopol dostatku i używania, a teraz idą od świtu do nocy przygnieceni brzemieniem trudu ponad siłę, deptani stopą dzisiejszych panów świata, odrzuceni od wszystkiego, co szlachetniejsze i lepsze, co ludzkie...
Zaprawdę, gdy ich, tu widzi w łachmanach dawnej świetności, przybiegających ze wszystkich stron świata z błaganiem o ratunek w swej nędzy, serce jego oblewa się goryczą i gotów bluźnić wyższym mocom, które dopuściły taką otchłań biedy i rozpaczy! Ale wyższe moce wiedzą, co czynią, i wyroki ich są zawsze sprawiedliwe, a losy ludzkie na ziemi są zasłużonem odbiciem tego, co było przedtem. A cóż to było przedtem na ziemi? Co stało się przyczyną niedoli, jaka świat ten opanowała?
Słuchajcie!
— Na początku wszechrzeczy władał światem duch wielki, mocny i łaskawy, bóg słońca i kwiatów i wesela. Słało mu się ochotnie pod nogi wszystko, co żyło, radosne dobremu panu służyć, i rozkosz władała światem. Mądrość Egiptu, poznanie tajników przyrody w Indjach, piękno i pogodny czar życia Hellady — wszystko to były owoce tego ducha światłości, którego śladem szła radość życia. I zdawało się, że tak trwać będzie wiecznie, i że ludzkość wciąż iść będzie tą kwiecistą drogą, słoneczną. Stało się jednak inaczej...
Był w bezmiarze wszechświata duch potężny, śmiertelnie dobremu władcy wrogi, o je-