Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/316

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a w oczach krwią zaszłych połyskiwał ciepły promień. I męka trwała. Aż wreszcie krwawa masa, będąca niegdyś człowiekiem, przestała się poruszać i główny oprawca skłonił się nisko przed władcą, dając mu znak, że wszystko skończone.
Gesnareh wskazał na księdza.
— Spieszcie z nim! — rzucił rozkaz. — Pilno mi!
Ojciec Wincenty podniósł raz jeszcze rękę, ogarniając gestem rozgrzeszenia cały tłum wiernych, pogrążony w modlitwie i oczekiwaniu śmierci.
Kwaśniewski jednak poruszył się nerwowo.
— Rozkazy szczegółowe wydałem! — mruczał, zwracając się do najbliżej stojącego Roztockiego. — Miał być przykład! To wszystko jego owieczki, obałamucone przezeń. Co za zgorszenie, jeśli ich uwodziciel lżejszą mieć będzie mękę, niż one!
Ale Roztocki nie okazywał współczucia dla kłopotów inspektora więźniów.
— Powinienbyś stać się rzeźnikiem, — syknął. — Jeszcze ci mało krwi!
Stary obruszył się.
— Wolę być rzeźnikiem ludzi! — warknął. — Krwią tych zbrodniarzy zbawiam ludzkość!
— Jeśli jej nie zmieniasz w hordę, nauczona krew chłeptać, jak sam czynisz! — szepnął