Przejdź do zawartości

Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

były w stanie pomieścić tych zastępów nowych braci: trzeba było pomyśleć o nowych, obszerniejszych świątyniach. I powstały!
W oczach mi stoi ten entuzjazm, ta bezgraniczna ofiarność, z jaką pokrywano koszta i brano udział w pracy około ozdoby świątyń. W ten sposób ta oto, tak bliska lwiej jamy, powstała w całej swej piękności i ozdobie w ciągu paru tygodni; nie więcej czasu zajęło urządzenie innych. I wszystkie codzień pełne wiernego ludu i chwały bożej, i ze wszystkich wychodzą codzień rano ci, którym wieczorem przypada w udziale chwalebny los — towarzyszy Baranka.
— I dlatego zbliżający się ostatni dzień świata nie zastaje nas w trwodze i przygnębieniu: owszem, czekamy go w rozradowaniu serc naszych i spokoju.
Już to wszystkim jasne, że przebywanie nasze na tym padole dobiega kresu; już zzuliśmy ze siebie więzy, któremi niedawno jeszcze tak silnie krępowało nas przy sobie życie doczesne. Odwróciliśmy od jego trosk i rozkoszy dusze nasze i jako niegdyś mężowie izraelscy, śledzący wzrokiem wstępującego do niebios Chrystusa, stoimy i my, patrząc w niebo, czekając, rychłoli ukaże się na niem znak, oznajmiający powtórne przyjście Zbawiciela, aby świat ten sądził.
Kaznodzieja skończył, a odpowiedziała mu wielka cisza, zrzadka jeno przerywana westchnieniem lub szeptem modlitwy. Gdzieś