Przejdź do zawartości

Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Msze wychodziły jedna po drugiej, ale nie było śpiewu: odzywał się czasem tylko przytłumiony dźwięk harmonjum. Potem przy pulpicie stanął kapłan.
Nakreślił on wielkiemi rysami dzieje ostatnich miesięcy. Przewrót oligarchiczny znalazł chrystjanizm na Węgrzech w zupełnym zaniku. Pozostało wprawdzie niemało ochrzczonych, ci jednak przeważnie nie zachowali nic z Chrystusowej nauki. Prześladowanie w kraju tym nie było tak krwawe, jak w innych, nie wywołało też reakcji. Wywołało ją pojawienie się Antychrysta i obranie przezeń siedziby pod stolicą.
— Pamiętamy wszyscy te chwile tak wspaniałe, tak krzepiące ducha! choć tak bolesne. Powołano chrześcijan do wyznawstwa z dnia na dzień. Tłum rzucił się na bardziej znanych, rozszarpując ich na strzępy. Ukazały się pierwsze ekspedycje śledcze. Poczęły funkcjonować pierwsze sądy doraźne przeciw zabobonowi. Zdawało się — wnet ostatniego przeszyje piorun elektryczny! Okazało się inaczej i jak inaczej! Im więcej padało ofiar, tem bardziej rosła liczba wyznawców. Ludzie, którym dawniej ani w głowie postało pamiętać o tem, że ich niemowlętami ochrzczono, albo i tacy, których nie chrzczono zgoła, wywiadywali się o kryjówki kapłanów i biegli do nich wołając: „Czyńcie z nas prawych chrześcijan, gdyż chcemy krwią naszą dać świadectwo wierze!“ Kilka kaplic, jakieśmy mieli, nie