Strona:James Oliver Curwood - Złote sidła.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jej samej z swoim ewentualnym rywalem. A ów płomień, który rozbłyskał niekiedy w jego spojrzeniu, to było nabożne i milczące uwielbienie, pełne szacunku dla Cecylii.
Rezultatem tych rozważań była myśl, że mimo nieustannych protestów młodej kobiety, należało zabić Brama przy pierwszej sposobności. Zaniechał już zbyt wiele dogodnych chwil.
Kiedy tymczasem weszła Cecylia zdawało się Filipowi, że odgadła wszystkie tajemne jego myśli. Nie powiedział jednak nic, ale jął oglądać przed nią dokładnie mieszkanie Brama.
— Zapewne, Cecylio, oglądnęłaś sama przede mną całe mieszkanie. Ale moim obowiązkiem jest skontrolować twoje puszukiwania. Któż wie, może znajdę coś, czego nie zauważyłaś, a co może nas zaciekawić.
Przy pomocy młodej kobiety jął badać sumiennie chatę aż do najdrobniejszych zakątków. Przetrząsnął nawet podłogę, podnosząc rozrzucone deski. Po godzinie poszukiwania jego okazały się bezowocne, gdy nagle wydał okrzyk radości. Pod brudnym kocem znalazł służbowy rewolwer Colta. Ale rewolwer był pusty i nie było nigdzie nabojów.
Pozostawał tylko do przeszukania mały kącik, służący Bramowi za sypialnię. Znalazł w niej Filip tylko troje sideł, sporządzonych z włosów Cecylii.
— Nie ruszajmy ich, — rzekł, przypatrzywszy się im ze wzruszeniem i nakrywszy je z powrotem skórą niedźwiedzią. — Zwyczaj zakazuje wprowadzać nieład do łóżka innego...
Potem rzekł:
— Nie zostawił mi nawet noża, którego używa do krajania mięsa. Ciekaw jestem, czy jest równie ostrożny, gdy zostajesz tu sama. Ani broni ani nawet nic podobnego.