Strona:James Oliver Curwood - Złote sidła.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XII.
Nagły i tajemniczy napad.

Noc przeszła bez żadnych wydarzeń. Była to pierwsza noc, którą w spokojnym towarzystwie Cecylii przebył Filip w chacie Brama. Miała to być również ostatnia.
Nazajutrz, zanim młoda kobieta wyszła ze swego pokoju, Filip rozważył wszystkie wypadki, w których brał udział. A więc najpierw, czy Bram był istotnie obłąkany? A może tylko udawał? Jeśli człowiek-wilk nienawidził go, żądza zemsty mogła tlić w nim długo, zanim wybuchnie. Filip przypomniał sobie słowa, które wypowiedział pewnego dnia jeden z jego przyjaciół, słynny psychiatra: „Obłąkaniec nie zapomina nigdy!“ Ogarnięty raz jakąś myślą, wariat nie pozbywa się jej nigdy. Jest ona dla niego jakby nieustanną udręką. Tworzy nawet część jego ciała. W udręczonym jego umyśle nie umiera najmniejsze podejrzenie w stosunku do wroga. Ogień tli, aby kiedyś silniej wybuchnąć. Nienawiść obłąkańca jest wieczna.
Bram zamierzał go już zabić, aby zagarnąć całą żywność, aż do ostatniej kruszyny, którą przeznaczył dla młodej kobiety. Teraz odszedł, pozostawiając żywność i więźnia. Można było tylko stwierdzić z całą pewnością, że nie pałał do Cecylii żadną żądzą cielesną. Gdyby ją kochał miłością gwałtowną, zmysłową, nie pozostawiłby