Strona:James Fenimore Cooper - Ostatni Mohikanin.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzianych przy pożegnaniu, aby znaczyć drogę przebywaną, starając się pozostawić na niej pewne ślady. Nieraz przeto wyciągała dłoń, aby nadłamać gałązkę krzewu, ale ponure spojrzenie eskortującego ją dzikiego powstrzymywało ją stale. W pewnej chwili udało się jej jednak złamać gałązkę krzewu przydrożnego, ale huron skoczył natychmiast ku temu krzewowi i połamał na nim tyle gałązek, że wyglądało to tak, jak gdyby tędy przeszło dzikie zwierzę; jednocześnie spojrzał na dziewczynę gniewnie i znacząco położył rękę na tomahawku. Próba upuszczenia rękawiczki nie powiodła się również, a groźna postawa eskorty zmusiła dziewczynę do zaniechania dalszych wysiłków.
Magua kroczył ku swemu celowi bez słowa i bez oglądania się za siebie. Za kompas służyło mu jedynie słońce. Tylko zrzadka zamieniał kilka słów ze swoimi towarzyszami, przedsiębiorąc wszelkie środki ostrożności i zacierając starannie ślady. Wędrówka trwała już kilka godzin i wreszcie gromadka dotarła do wzgórza, którego zbocza były takie strome, że siostry musiały zsiąść z koni, gdyż zwierzęta nie byłyby w stanie wdrapać się na nie z jeźdźcami na grzbiecie. Gdy wszyscy znaleźli się na wzgórzu, na którego szczycie rosły zrzadka samotne drzewa, Magua rzucił się natychmiast na ziemię, aby odpocząć po długiej wędrówce. Jeńcom kazano się położyć w cieniu drzewa, aby także odpoczęli i spożyli posiłek. Indjanie podzielili się kawałkami mięsa jelenia, upo-