Strona:James Fenimore Cooper - Ostatni Mohikanin.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Teraz na progu chaty ukazał się Unkas, mając twarz pomalowaną do połowy na czarno i trzymając w ręku tomahawk. Wolnym krokiem zbliżył się do czerwonego drzewa i jął okrążać, śpiewając dziką pieśń wojenną. Wojownicy przyłączyli się do niego i cały tłum z pieśnią na ustach zataczał kręgi wokół pomalowanego pala, aż Unkas z głośnym okrzykiem bojowym rzucił swój tomahawk, wbijając ostrze w drzewo. Za jego przykładem poszli wszyscy delawarowie, rzucając tak długo tmahawkami, aż z drzewa nie pozostało śladu. Wojna była wypowiedziana.
Sokole Oko, który zostawił swą ulubioną strzelbę w puszczy a teraz chciał ją odzyskać, poprosił jednego z chłopców, aby udał się do lasu i przyniósł mu ją. Sam nie mógł tego uczynić, gdyż znając dobrze zwyczaje huronów, był pewien że zaczaili się w pobliżu. Chłopiec, dumny z zaufania, jakie mu okazał Długa Strzelba, zakradł się pod wskazane przez strzelca drzewo i odnalazłszy broń, chwycił ją i pędem pośpieszył do obozu. W tejże chwili odezwały się strzały i kule gwizdnęły nad głową mężnego chłopca, który z tryumfem dopadł do wsi, oddając strzelbę Sokolemu Oku; ten przyglądał się z zachwytem odważnemu czynowi młodzieńca.
Obejrzawszy dokładnie broń i przekonawszy się, że jest gotowa do użytku, strzelec spojrzał na chłopca i dopiero teraz zauważył, że z ramienia jego płynie strumyk krwi.
— Jesteś dzielnym młodzieńcem — powiedział