Strona:James Fenimore Cooper - Ostatni Mohikanin.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mniejszej wątpliwości, że sławnym strzelcem był Sokole Oko, a nie major.
— Dlaczego chciałeś mi zatkać uszy dla prawdy? — spytał stary wódz, zwracając się do majora. — Czyliż uważasz delawarów za takich głupców, którzy nie odróżnią kota od pantery?
— Jeśli delawarowie są tacy mądrzy, jak się chwalą przekonają się jeszcze, że huron kłamie — odparł Heyward, wzruszając ramionami.
— Dobrze — odparł starzec. — Zaraz się pokaże, kto mówi prawdę. Bracie — dodał, zwracając się do Magui — delawarowie mają uszy otwarte na słowa swego czerwonego brata.
Magua powstał i podszedł do starca z wielką godnością.
— Wielki duch dał ludziom różne ubarwienie — mówił Przebiegły Lis, spoglądając na zebranych, aby upewnić się w ich nastroju. — Niektórzy ludzie są czarniejsi od niedźwiedzia. Tacy muszą być niewolnikami i muszą pracować bez przerwy, więcej niż bobry. Gdy wieje wiatr południowy, słychać ich narzekania głośniejsze od ryczenia bawołów nad brzegiem słonej wody, gdzie wielkie kanu z całemi stadami czarnych przychodzą i odchodzą. Innym dał Wielki Duch twarze takie białe, jak futro gronostaja. Tym ludziom kazał on być kupcami, psami dla ich kobiet i wilkami dla niewolników. Ich języki są fałszywe jak język dzikiego kota; mają serca królików, przebiegłość świni a nie lisa, a ręce ich są dłuższe od nóg je-