Strona:James Fenimore Cooper - Ostatni Mohikanin.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rannie, jak gdyby chodziło o życie. Strzał huknął i kilku młodych wojowników po zbadaniu pnia oświadczyło, że kula utkwiła tuż około naczynia. Rozległy się hałaśliwe pochwały i oczy wszystkich zgromadzonych zwróciły się w stronę strzelca.
— Doskonały to strzał, jak na oficera armji królewskiej — roześmiał się Sokole Oko — ale gdybym nie strzelał lepiej, to wielu huronów biegałoby jeszcze po świecie. Miejmy nadzieję, że właściciel tej flaszy posiada ich więcej, gdyż ta nie będzie już nigdy nosiła wody.
Powoli podniósł strzelbę do góry, wycelował i strzelił. Młodzi wojownicy podbiegli ku drzewu, ale rozczarowani oświadczyli, że nie widać nigdzie śladu kuli.
— Odejdź — rzekł stary wódz do strzelca z wyrazem niezadowolenia. — Jesteś wilkiem w psiej skórze. Twoje usta mówią wielkie słowa, ale twoje ręce niezdolne są do czynów. Chcę mówić z Długą Strzelbą.
— O, wy głupcy, jeśli chcecie znaleźć kulę Sokolego Oka, to szukajcie ją w celu, a nie obok celu — zwrócił się strzelec do młodych wojowników.
Corychlej pobiegli wojownicy znowu do drzewa, a po chwili jeden z nich wzniósł flaszkę ku górze z okrzykiem tryumfu. Kula wpadła do wnętrza przez wąską szyjkę i wyleciała dnem, robiąc w niem niewielką dziurkę. Z tysiąca piersi wyrwał się jeden głośny krzyk zdumienia i zachwytu. Nie było już naj-