Strona:Jakob Wassermann - Dziecię Europy.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wątpliwościom wobec duszy przyjaznej:
„Nie przeczę, profesorze, że i mnie ten chłopiec zainteresował. Ale czy jesteś pan przekonany, że jego wątpliwa sprawa godną jest tego, aby pochłaniać czas ludziom poważnym... być przedmiotem ich bezustannej uwagi? Co dziać się będzie ze sprawami narodu, nauki, sztuki, religii, wogóle ludzkości, skoro pan — człowiek z wielkiemi zdolnościami — trwoni przyrodzone siły ducha dla takiej igraszki... a inni pójdą twoim śladem?... Rozumiem! — współczucie dla nieszczęścia... Ale czyż nie sądzisz pan, że w świecie mamy tysiące nieszczęśliwych, nie mniej obdarzonych darami ducha, niż Kacper... ba! może nawet więcej. I czy litować się nad każdą nędzą nie jest to rozdzierać serce na kawałeczki... aż go nie stanie na dzień wielkiej katastrofy?!“
Kusi, jak szatan, myślał Daumer. Ale mimo budzącej się w nim niechęci ku mówiącemu, czuł, że tamten zatapia mu szpony wątpliwości w sercu. Nachyliwszy się ku Daumerowi, czyniąc nacisk na każdem słowie, kończył jakimś tonem zjadliwie słodkim:
— Pomyśl dobrze, drogi profesorze! Gdyby twemu Kacprowi odjąć jakich lat dwanaście, to... ku twemu wstydowi z tajemniczego zjawiska pozostanie coś okropnie zrozumiałego, najpowszedniejszego w naturze rzeczy. Tedy ostatecznie, przy, tych dwunastu latach więcej, mamy przed sobą tylko curiosum, wybryk przyrody, temat do rozmów w salonie. Warto-ż