Strona:Jakob Wassermann - Dziecię Europy.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z tem tak się kłopotać... dochodzić przyczyn?!
— Tu chodzi o duszę! — wybełkotał Daumer, któremu pot skleił włosy na czole. Dusza to coś, czego nie wypowiedzą słowa.
— Ba, dusza?! — szydersko odparł tamten — ostatecznie to też tylko słowo. Rozpada się to na palec, który pisze, włosek, który rośnie, żyłkę, przez którą przepływa krew... na komórki ciała, żyjące odrębnie... A jeżeli nawet jest poza tem wszystkiem coś jednego, to właśnie wy, panowie myśliciele, rozdrabnianiem opisowem najbardziej obrażacie Boga; przeczycie jedności, chcąc jej dowieść... Książki wasze niszczą duszę!
Daumer patrzył nań przerażony, nie znajdując odpowiedzi. Nieznajomy powstał. Na pożegnanie dodał:
— Wiem, że pan kochasz Kacpra, jak brat. Ale szukając w nim obrazu Boga, wierzaj mi, narazisz się w końcu na rozdwojenie własnej duszy i... rozczarowanie!
Nauczyciel błędnym wzrokiem poszukiwał Kacpra. Ujrzał go w otoczeniu dam. Ów siedział na stołeczku u stóp pani Behold; miał wyraz twarzy stężały i chmurny. Daumer zawołał nań: „Pożegnaj się... Wracamy!“
W cichej ulicy po drodze położył chłopcu nagle dłoń ma ramieniu i niemal krzyknął żałośnie: „Ach, Kacprze, Kacprze!“... Na to chłopiec spojrzał swemu mistrzowi z taką głęboką tęsknotą w oczy, z taką mądrą miłością, że wzruszony Daumer objął go serdecznie, zawoławszy dwukrotnie: „Ach, człowieku! człowieku!“