Przejdź do zawartości

Strona:Jakob Wassermann - Dziecię Europy.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie podłożył ognia. Zatrzymała ostre spojrzenie na Kacprze: „Co takiego!“... On nie lubi słodyczy!“
I stało się naraz coś dziwnego. Kacper osłonił się ręką przed wiekową damą z krzykiem: „Nie bić! tylko nie bić!“... Ta zdumiona wpatrzyła się w jego wystraszone oczy. Na kurytarz z balowej sali wysypali się goście, zwabieni krzykiem, rozpytujący: „Co się stało?!... Tymczasem Kacper przeżywał coś dziwnego: miał wrażenie, że wszystko to już raz było — ten lokaj, który podawał słodycze — siwa dama, surowo zapytująca, czemu odrzuca je przez kaprys — jego krzyk: „Nie bić!“ — był mały wówczas; zamierzyła się nań ręką — byli tacy sami strojni goście, oglądający. go ze zdumieniem, bodaj z zachwytem: gdyż to on był ich panem!
Radca zagryzł wargi. W jego domu zdarzył się skandal niebywały. Wszystko przez tego przybłędę! Odprowadził go milcząco na górę — kazał mu położyć się do łóżka — zgasił lampę — i na odchodnem rzekł surowym głosem: „Jutro pogadamy o tem, kiedy będziesz spokojniejszy i zrozumiesz mnie!“
W kurytarzu czyhał na Tuchera kucharz. Szeptem wyjaśnił mu: „Chłopiec jest zapewnie lunatykiem!“... A, czyż tak?! — niestety, radca magistratu nie był w stanie usunąć księżyca! Chorobliwy stan Kacpra Hausera tłómaczył zrobioną przezeń awanturę. Baron raczył darować mu winę. Ale tembardziej uczuwał potrzebę wyjazdu do Ansbach i naradzenia się z prezesem