Przejdź do zawartości

Strona:Jakob Wassermann - Dziecię Europy.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Feuerbachem co do przyszłości chłopca. Uczyni to jeszcze w Kwietniu.
Od owej chwili Kacper popadł w stan naprężonego oczekiwania. Wierzył, że ktoś w dali szuka drogi ku niemu, że idzie, że przyjść musi. Co rano mówił sobie: „dziś“ — co wieczór: „jutro“. I cierpiał rozczarowany widokiem ludzi, którzy przychodzili co dnia i ukazywali swe znajome, nudne twarze.
Stan jego nosił cechy prześladowczego obłędu. Wzdrygał się, słysząc krople deszczu, padające z rynny. Nocą musiała palić się przy łóżku jego lampka olejna. Pewnego razu zerwał się ze snu przejęty zgrozą: coś dotknęło jego twarzy. Był to pająk, zwieszający się po nitce z sufitu. Usiadł w koszuli zdala od poduszki i rozmawiał z pająkiem, który zlazł na poduszkę, a potem przesunął się po ścianie.
— Pajączku! czemu tak snujesz nici?... Dokąd śpieszysz? Czemu uciekasz?... Przecież nie zrobię ci nic złego!...
W rezultacie przeziębił się. Przeleżał tydzień w łóżku. Ani surowe napomnienia, ani łagodniejsze zwroty mowy, których próbował radca, nie miały nań wpływu. Zaciął się w posępnem milczeniu.
— Ma usposobienie hipohondryka! zadecydował baron. Był teraz poważnie stroskany zmianą zaszłą w Kacprze.
...I oto naraz zjawił się poseł z zagranicy i zażądał dostępu do chłopca. Radca odmówił. Naówczas gość wręczył mu list z kosztownym