Przejdź do zawartości

Strona:Jakob Wassermann - Dziecię Europy.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kacper odszedł, rozradowany w duchu, że od jutra nie będzie musiał siedzieć stężały przy stole wychowawcy w czasie obiadu. Wychowawca przecież imponował mocno pupilowi swemi porcelanowemi zębami i starannie hodowanemi paznogciami długich palców. Kacper miał wrażenie, że okrutny chłód Tuchera pochodzi stąd, iż miał on o nim jakieś brzydkie wiadomości. Nieraz też rwał się z duszy chłopca krzyk: „Ależ to wszystko jest nieprawda!“ — lecz powstrzymywał się, gdyż sam nie wiedział, co ma być ową nieprawdą.
Samotny rozmyślał nad tem, że rozdrażnił ludzi niewiadomą winą, że chcą go się pozbyć. Odnajdywał spokój nocą, kiedy, zgasiwszy lampę, obserwował powolny wschód księżyca ponad dachami. Znał jego drogę. Drżał, kiedy chmurka przesłaniała promienny dysk, który tak bardzo pokochał. Ucho jego śród ciszy nocnej, zda się, chwytało odgłosy ze świata duchów.
Pewnego dnia zerwał się podczas lekcji i pobiegł do okna. Student Schmidt spojrzał nań ze zdziwieniem:
Zdawało mi się — tłómaczył chłopiec — że ktoś przyszedł z daleka i zawołał na mnie z dołu.
Schmidt zrozumiał, że ów odruch był w związku z legendami o pochodzeniu Kacpra, ale powstrzymywał się od komentarzy, pomnąc, że radca zabronił mu poruszać ten temat w rozmowach z uczniem. Tedy milczał...

W tajemnicy przed radcą potrafił Kacper zdobywać do przeczytania gazety, w których niekiedy