Przejdź do zawartości

Strona:Jakob Wassermann - Dziecię Europy.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

do mojej żony.“ W istocie radca wiecznie sterczał w posępnym kantorze; małżonka wodziła rej we wszystkiem.
Daumer, zdala śledzący postępy Kacpra, był teraz podobny do odpalonego kochanka. Często łamał sobie głowę nad postępowaniem radczyni z chłopcem. Anna odkryła mu sekret: „Braciszku! toć jej potrzebna jest lalka do zabawy!”
— Lalka?!
— Tak! Przecież ludzie czasem podziwiają, że ktoś ma dziecko. Jest coś, o czem się gada. A w danym wypadku radczyni gra przecież wielką damę i dobrodziejkę, czyta swoje nazwisko w gazecie i... nie nudzi się. Wreszcie mąż jej może dostać order, jako opiekun. Ach! żal mi Kacpra...
Pani Behold biegała cały, dzień. Właściwie w domu bywała tylko wówczas, gdy przyjmowała gości. Urodzona snobka, pragnęła być zawsze otoczona przez wyorderowanych panów i damy w świetnych tualetach. Pochłonęła mnóstwo francuskich romansideł i to do reszty przewróciło jej w głowie. Polowała na „flirt“. Kacpra traktowała, jak swego nadwornego błazna. „Posłuchajcie, co to cielątko znów powiedziało. Ach, jaki on jest zabawny!” — wołała często... Słuchając, jak powtarzał nagłos wokabuły łacińskie, zmieniła nieco opinję: „Jaki mądry“ i pieszczotliwe przesunęła rękę śród jego kędziorów. A kiedy biedził się nad zadaniem arytmetycznem, mówiła: „Rzuć to! Toć to nie zda ci się na nic!“