Przejdź do zawartości

Strona:Jakob Wassermann - Dziecię Europy.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przez zbrodniczy zamach na życie Kacpra. Już dziesięć dni przebywał Feuerbach na miejscu zbrodni — bez rezultatu; policja śledcza nie wykryła absolutnie nic.
Nadeszła wreszcie oczekiwana odpowiedź króla na memorjał. Było w niej mnóstwo zdawkowych pochwał dla przenikliwości Feuerbacha; lecz zarazem podnoszono niebezpieczeństwo dróg, któremi myśl jego idzie w rzeczach zgoła ciemnych; zalecano ostrożność najwyższą w badaniu; wytykano niepolityczność rozgłosu sprawy; nakazywano czekać aż do „porozumienia się w przyszłości”...
Feuerbach zrozumiał dobrze myśl króla. Streszczała się dlań w jednem słowie: „Milczeć! milczeć! milczeć!“...
W gniewie podarł papier królewski — podeptał kawałki — bił się w piersi z rozpaczą — wreszcie roześmiał się szyderczo, powtarzając w samotności swego hotelowego pokoju: „Milczeć! Zawsze milczeć!“
Wieczorem zjawił się u niego burmistrz. Wyraził żal, że służący nie chciał go wpuścić, mimo kilkukrotnych zameldowań w ciągu dnia. Zapytał, czem zasłużył sobie na tak wielką niełaskę. Feuerbach odparł: „Na Boga! Nie żal się, człowieku, zrozumiej, że kto się piecze na stosie, nie ma czasu na grzeczności.“
Baron Binder schylił głowę. Wyjaśnił, że przychodzi z ważną nowiną. Oto Daumer, który zaraz po zamachu zawodził jękliwie: „Że też takie nieszczęście musiało się w moim domu