Przejdź do zawartości

Strona:Jakob Wassermann - Dziecię Europy.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

usłyszawszy o nagrodzie, wyznaczonej przez nieznajomego pana za pojmanie jego krzywdziciela, wyobraził go sobie, jako anioła opiekuńczego, który przybył z dalekich krajów na srebrnym wozie, zaprzężonym w czarne rumaki, aby go ocalić. Ale te swoje marzenia chłopiec ukrywał przed wszystkimi w obawie, że go wyśmieją!
Ci, w których godził piorun gniewu Prezesa Trybunału, nie mieliby mu za złe jego rozdrażnienia, gdyby, wiedzieli, jak on sam męczył się od wielu miesięcy nad rozwiązaniem zawiłej zagadki pochodzenia Kacpra Hausera i tajemnicy zbrodni, snując olbrzymią tkaninę hipotez logicznych. Ale sam stanął wobec niej przerażony — ogłoszenie prawdy, którą już był pochwycił, mogło wstrząsnąć całą jego egzystencją. O siebie zresztą nie dbał. Ale obawiał się, że przemówienie publiczne w tym przedmiocie może ujść za zdradę obowiązków urzędu i ufności, którą w nim położył król, ostrzegając go przed uczynieniem fałszywego kroku w sprawie tak drażliwej. Nadto rzecz sama wymagała ostrożności, jeżeli miała doprowadzić do pomyślnych rezultatów. Feuerbach pytał sam siebie, czy nielepiej jest dalej prowadzić chytrze dzieło odkryć — i dopiero w stanowczej chwili wpaść na karki tym, których podejrzywał. Kiedy już całość rozwiązania trzymać będzie w ręku!
Podczas nocy bezsennych Feuerbach wypracował zdawna referat, w którym wyłożył swoje myśli o tej zagadkowej sprawie. Były tu litery