Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Leżą kapitele, i podstawy posągów, pozostałości ołtarzów.
Jak tego — strasznie wiele!
A słońce po białych przestrzeniach gra...
Ku środkowi, chociaż nieco na prawo, dziewiczy Partenon.
Nie obalony w zewnętrznych kolumnach i ścianach swoich, lecz pod niebem błękitnem otwarty, z ozdoby wszelkiej ogolony, pusty i jasny.
Jeszcze niewymownie piękny onym dostojnym szkieletem swojej chwały i krasy.
Patrzysz.
Długo, długo, długo.
Poczęło cię owijać jakieś niepojęte poczucie rozedrganej w słońcu białości i ciszy.
Potęga obalonych marmurów mówi do ciebie niesłychanemi słowy. Zrodziła się w tej przestrzeni jakby pieśń wielu świateł i oszołamia ci duszę.
Podniosłeś ręce do oczu. Pod zamknięte powieki napływa krótkie, jak błysk, objawienie.
Oto wszystko, jak było.
Zaludnił się święty dziedziniec lasem niepokalanych posągów. Wysoko, wysoko, na postumencie wyniosłym, aby widzialna była stęsknionym oczom aż z morza, stoi olbrzymka, Atene Promachos. Przywrócona jest świetność przybytku dziewicy, Partenonu, na