Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jego frontonach po dawnemu jaśnieją w prześlicznych ugrupowaniach olimpijskie, pogodne, szczęśliwe bogi...
Hej!
Cicho...
Jesteś wśród ruin, pod złotym żarem słońca...
Było, było...
Powinien się od tego wyrazu podnieść ogromny smutek...
Aliści co się dzieje?
Oto z głębiny serca, wbrew wszelkim oczywistościom, promienny wybuch, krzyk wiary w dobro i szczęście. Z tego przyrodzonego źródła optymizmu, jakiem jest każde naprawdę polskie serce, dobywa się moc przekonania, że skoro ludzkość już raz w przestrzeniach czasu umiała wytworzyć sobie taki czar, takie arcydzieło życia, to niewątpliwie jest możność osiągnięcia tego kiedyś powtórnie, a jeno w olbrzymiem pogłębieniu i spotęgowaniu.