Przejdź do zawartości

Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/366

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

prostym bólu narodzin, przygłodzonego żywota i śmierci...
Nagle do tego kościelnego zespołu wmieszał się obcy prąd. Wzburzył jak to wszelka odmienność czyni, a roztrącił jak stokroć przemagająca siła.
Z jakichże poranionych głębin wydobył się ból ten zgoła nie prosty, męka, wobec której tamto wszystko stopniało do linii odrętwionego spokoju...
Szaleje ogromne, bogate, świadome siebie, a pogwałcone życie.
Nie wiedział nikt, co się stało i skąd ten podmuch gorący, jakby od wielkiego i wzdętego płomienia, rozszedł się po kościele.
Potem złagodniało owo dziwne wrażenie...
W brzasku napełniającym kościołek podniosły się nieznaną tu falą: głęboki smutek, rozległa rzewność i.. wiara; jaskółczy niepokój... Z takiemi uczuciami w dalekim polnym kraju prosty człek odmawia pacierze „na intencyę“ tego, co kocha...
Legenda czy bajka utrzymuje, że właśnie to dusza polska i oczywiście po polsku mówiła: „Zdrowaś Marya.“
Może bajka nie zwodzi? Albowiem jak świat długi, szeroki, niema zapewne miejsca, w któremby nie zaświadczył o sobie tułaczy wielkiego narodu ból...