Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/272

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pnia sił, ale nie do samej natury. A przytem bardzo blizko.
Takie kształty wykowało pierwotne poczucie boskości, podnoszące się z ziemi.
I rozpoczęło się to przedziwne współżycie, o którem we wspaniały sposób opowiada Pismo Starego Zakonu, najcudowniejsze przejawy określając prostotą słów niezrównanych: „Pan się ukazał, Pan rzekł...“
Zatrzymujemy się na płaszczyźnie „w obliczu Garizim i Ebal“. Trzeba teraz iść w prawo wązką ścieżyna, wśród szeleszczących, dorodnych kłosów.
Słońce dogrzewa bardzo łagodnie, w powietrzu cisza.
Idziemy, mając przed sobą w niejakiem oddaleniu znów pole i właśnie owo, ceną stu jagniąt kupione, Jakóbowe.
Ale nie dochodzimy do niego. Jest bliżej miejsce bardziej pamiętne, pochłaniające wszystką uwagę, zdolne obudzić cały ogrom wzruszenia.
Ścieżyna stała się wązką do tego stopnia, że brodzimy w bogactwie kłosów. Zewsząd ogarnia nieprzepłacony szept zbóż.
Słońce słodko przygrzewa, w powietrzu cisza.
Jest pełno wspomnień.
Ale w tej chwili już nie owych pierwotnych, z surową twarzą Boga unoszącą