Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chwycie czci. Zaprawdę, to miejsce godnem było stać się kolebką i domem rodzinnym Ajschylosa.
Przedziwna rzecz! Nie zgiełk oceanu i nie ponurość olbrzymich gór, ale właśnie to, wśród bajecznie zębionych brzegów grające, młodzieńcze morze i ta kraina wszystka migotliwa od wdzierania się szafirowych wód, wytworzyły największą siłę...
O! jeszcze raz obrócić się ku temu myślą i sercem — przed powrotem...
Jak dobrze jest przebywać w szczęśliwego piękna zenicie!
W Atenach, za miastem, pomiędzy pagórkiem Muz i wzgórzem Pnyxu, można znaleźć kotlinkę, wgłębienie, zkąd widzi się jedynie wyniesiony na jasnem tle nieba Akropol.
Nic więcej. Nic z tegoczesnych, natrętnych i przykrych ulic miasta.
W przejrzystem powietrzu z nieporównaną plastyką występuje rysunek tej wyniosłości: Propylejów przepych królewski i dziewicze zjawisko Partenonu.
Zaprawdę koronne jest to wzgórze.
Słońce zachodzi; tam gdzieś za nami zwolna nachyla głowę do błękitu pirejskich fal.
Zaś przed nami powietrzne tło Akropolu uczyniło się prawie srebrne. I ona sama, Akropolis niepokalana, zdaje się rosnąć w prze-