Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziwnej lekkości linji swoich, unosi się w górę, nie porzucając podnóża...
Zdaje się mówić wpatrzonym i zapatrzonym oczom: „Któż, jako ja, ma w sobie radość doskonałego piękna? Ześrodkowaniem jestem, i najsilniejszym wyrazem, i wszystkiem“.
Duszę człowieka ogarnęła srebrzystość spokoju. Zatraciły się granice krajów i epok, w świetle nieskończonego przestworza duch nieśmiertelny czci nieśmiertelną piękność i czuje się szczęśliwy.
Zaliż widmo-pamięć może pojawić się w takiej chwili?
Gdy tak odtwarzaniem w sobie wędrujesz, człowieku, po drogiej ziemi greckiej, godzinę masz jedną niepodobną do innych, jak przymglona purpura niepodobna jest do błękitu.
Pociąg zatrzymał się przed jakąś budką w obszernem polu. Sapnął i poleciał dalej.
Malutka stacyjka „Fichtia“. Ocienia ją kilka wysokich akacyi.
Obróćmy się ku północy. Płaszczyzna wydyma się przed nami i stopniowo podnosi aż do podstawy dwu wzgórz skalistych i surowych. Dalsze z nich jest ostro ścięte u wierzchołka; zaś oba w oświetleniu słonecznem przesłaniają się od czasu do czasu barwą