Strona:Jack London - Wyga.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czej. Jedno o włóczędze można powiedzieć: Chodzić umie!
Raz Kurzawa zapalił zapałkę i spojrzał na zegarek. Więcej już tego nie robił, bo mróz tak jadowicie ugryzł go w gołe ręce, że pół godziny minęło, zanim znowu poczuł w nich życie.
— Czwarta godzina — rzekł, wkładając rękawice — a my wyminęliśmy już trzystu ludzi.
— Trzystu trzydziestu ośmiu — poprawił Krótki — liczyłem. Zejdźcie z drogi, cudzoziemcze, nie przeszkadzajcie w biegu ludziom, którzy wiedzą, co znaczy bieg.
Z temi słowy zwrócił się do człowieka widocznie już zupełnie wyczerpanego, który szedł, zataczając się, i zawadzał na ścieżce. Ten człowiek, a potem drugi, byli jedynymi wykreślonymi z gry, jakich oni widzieli, ponieważ znajdowali się już bardzo blisko czoła biegu. Dopiero później dowiedzieli się o okropnościach tej nocy. Wyczerpani ludzie przysiadali po drodze aby już więcej nie powstać! Siedmiu zamarzło na śmierć, a tych, którzy tę noc przeżyli, operowano w szpitalach Dawsonu dziesiątkami, obcinając im palce od nóg, nogi i palce u rąk. Ze wszystkich nocy, w których odbywały się biegi, noc biegu do Squaw Creek była najzimniejsza w całym roku. Nad ranem alkoholowe termometry w Dawsonie pokazywały 70° poniżej zera. Ludzie, biorący udział w biegu, byli, z małemi wyjątkami, w tym kraju nowicjuszami, nie umiejącymi poradzić sobie z mrozem.
Drugiego wykreślonego z gry człowieka znaleźli