Strona:Jack London - John Barleycorn.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stwo książek, tak dobrych, pięknych, jak tamte cztery, a może nawet i lepszych.
Biblioteki wówczas nie były przystosowane do potrzeb dzieci i miałem razu pewnego zabawne zdarzenie. Pamiętam, w katalogu zainteresował mię tytuł „The Adventures of Peregrine Pickle.” Wypełniłem blankiet żądań i bibljotekarz wręczył mi całą kolekcję pełnego wydania dzieł Smollert’a w ogromnym tomie. Przeczytałem wszystko, ale przedewszystkiem historje i przygody, oraz dawne wyprawy i podróże. Czytałem w łóżku, przy stole, czytałem idąc do szkoły i w szkole, na pauzie, kiedy inni chłopcy bawili się. Zacząłem być opryskliwy. Wszystkim odpowiadałem: „Idź precz! Przeszkadzasz mi”.
Wkrótce jednak, skończywszy lat dziesięć, zostałem ulicznikiem. Nie miałem już czasu na czytanie. Byłem zajęty ćwiczeniem się w bójkach, nauką sprytu, bezczelności i grubijaństwa. Nie miałem nawet pojęcia, ani nie interesowałem się wcale istotą tych rzeczy, które wówczas wywierały wpływ na mnie. Nieostatnie miejsce w mym rozwoju zajął również szynk. Bywałem w nim wewnątrz i pod drzwiami. Pamiętam w tych czasach na wschodniej stronie Brodway, między ulicami szóstą, a siódmą, od rogu do rogu — była to przestrzeń solidnie obsadzona szynkami.
Życie w szynkach bywało bardzo urozmaicone. Mężczyźni rozmawiali głośno, śmieli się hałaśliwie i wogóle panowała tam atmosfera niezwykła. Było to coś innego, aniżeli szara codzienność, kiedy nic się nie dzieje. To było życie zawsze żywe, a czasem nawet pociągające, kiedy razy spadały, krew się lała,