Strona:Jack London - John Barleycorn.djvu/271

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i dom. Rzuć troską i napij się. My wiemy wszystko. Ja i ty przejrzeliśmy nawskróś tę głupią farsę.
W pokoju pełnym książek, mauzoleum myśli ludzkiej, piję jeden kieliszek po drugim, budzę w skrytkach mózgu drzemiące mary i rzucam je na ekran przesądów i prawa i całego znanego labiryntu zabobonów i wiary.
„Pij” — kusi Biała Logika — „Grecy wierzyli, że wino od bogów pochodzi, aby dawało zapomnienie nędzy bytu. Przypomnij sobie co powiedział Heine”.
Dobrze pamiętam słowa tego płomiennego żyda: „Z ostatniem tchnieniem kończy się wszystko: radość, miłość, troska, makaron, teatr, aleje, sok malinowy, stałość związków ludzkich, plotki, szczekanie i szampan”.
„Twe jasnowidzenie, to choroba” — powiadam do Białej Logiki — „kłamiesz!”
„Mówiąc prawdę w oczy” — wpada szyderczo.
„Ach tak, jakże opacznym jest byt” — przyznaję ze smutkiem.
„A widzisz, Liu-Ling był mądrzejszym od ciebie” — mówi dalej Biała Logika — „czy pamiętasz go?”
Kiwam głową, potakując. — Liu-Ling, pijak nałogowy, jeden z grupy spragnionych poetów, którzy nazywali siebie Siedmioma Mędrcami z Gaju Bambusowęgo, i żyli w Chinach w zamierzchłych wiekach.
„Otóż ten Liu-Ling” — ciągnie Biała Logika — „rzekł, że troska jest dla pijanego słomką, unoszoną przez rzekę. Wspaniale. Weź jeszcze kieliszek i niech