Strona:Jack London - John Barleycorn.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Życie spędzałem na farmie według następującego planu: Od godziny czwartej lub piątej zrana, czytałem i przerabiałem własne szkice — leżąc w łóżku do pół do dziewiątej. O wpół do dziewiątej siadałem do biurka, załatwiałem bieżącą korespondencję, robiłem notatki — do dziewiątej. Punktualnie o dziewiątej rozpoczynałem pisać, a o jedenastej, czasem parę minut wcześniej czy później, miałem tysiąc wyrazów gotowych. Pół godziny dla uprzątnięcia biurka, i praca dzienna ukończona. Tak więc o wpół do dwunastej rozkładałem się w hamaku pod drzewami z pocztą dzienną i porannemi pismami. O wpół do pierwszej jedliśmy obiad. Popołudniu pływałem i jeździłem konno.
Pewnego poranka, o wpół do dwunastej, zanim rozwaliłem się w hamaku, wypiłem cocktail. Powtórzyłem to drugiego dnia, oczywiście pijąc jeszcze jeden przed obiadem. Niedługo potem przyłapałem się na tem, że jeszcze w trakcie pisania mojego tysiąca wyrazów wyglądałem chwili, w której będę już mógł wypić ten cokctail.
Teraz już jasno zdawałem sobie z tego sprawę że pożądam alkoholu. Nic to! nie bałem się John’a Barleycorn. Zbyt długo z nim przestawałem, i zbyt dobrze posiadłem tajniki picia. Piłem z rozwagą. Nigdy więcej nie będę pił do upadłego, gdyż nie zapomniałem o zdradliwych sidłach, które nastawiał niegdyś na mnie John Barleycorn, starając się zgładzić mnie wszelkimi sposobami. Lecz to wszystko należało do przeszłości. Nigdy nie upiję się do utraty przytomności. Wogóle nie będę nigdy pijany. Jedynie cze-