Strona:Jack London - John Barleycorn.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pokochał strony drugiego. Poprzysięgli żeglować jednym statkiem i spędzić cały rok razem; u jednego w Szwecji sześć miesięcy, a drugie sześć miesięcy u drugiego, w Norwegji. Nie można ich było wprost rozłączyć przez czas trwania reszty podróży, tak przylgnęli do siebie, omawiając swe plany na przyszłość.
Długi John nie należał do tych, co to wygrzewają się przy kominie. Sprzykrzył mu się jednak kasztel. Precz z hienami mieszkaniowemi. I on zamierzał wziąć pokój przy spokojnej rodzinie, wstąpić do szkoły nawigacyjnej, aby kiedyś zostać kapitanem. Taka była jednomyślność postanowień. Przysięgaliśmy wszyscy, iż tym razem okażemy rozsądek i nie roztrwonimy pieniędzy. Precz z hienami mieszkaniowemi, precz z dzielnicami żeglarskiemi, precz z alkoholem, oto hasła, które rozbrzmiewały w naszym kasztelu.
Ludzie nasi zrobili się sknerami. Zapanowała niesłychana oszczędność. Uchwalono nie kupować nic więcej w składnicy ubiorów. Wystarczą stare szmaty; kładliśmy łatę na łacie, tak zwane: „łaty na zapas”, potwornych wprost wymiarów. Oszczędzaliśmy nawet zapałki, czekając dopóki zbierze się dwóch, lub trzech, aby od jednej zapalić fajki.
Przybyliśmy do San Francisco i, gdy tylko przeszliśmy przez oględziny lekarskie, opadły nas szakale i harpje wybrzeża, przypłynąwszy łodziami aż do szkunera. Rzucili się na pokład, wychwalając każdy swoje nory mieszkalne, każdy z butelką wódki za pazuchą i częstując darmo. Z pompą i lekceważe-