Strona:Jack London - Córa nocy.pdf/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

spojrzeniem. Przez chwilę wahał się, potem zdecydował krótko.
— Panno Potter, proszę opuścić na chwilę gabinet.
Stenografistka wstała, zebrała swoje notatki i wyszła. Dave ze zdumieniem spoglądał na pana Ward. Wreszcie ten ostatni przerwał w zaczątku nić jego rozważań.
— A więc?
— Byłem w Mill Valley nocy ubiegłej — zaczął Dave wstydliwie.
— Słyszałem już o tem przed chwilą. Ale o cóż właściwie panu chodzi?
W umyśle Dave’a dojrzało przekonanie, że mu nie uwierzą. Ciągnął jednak dalej.
— Byłem w pańskim domu. W każdym zaś razie w parku, należącym do pana.
— I cóż pan tam robił?
— Chciałem okraść mieszkanie — wyznał Dave śmiało. Mówiono mi, że mieszka pan tam samotnie z jednym tylko Chińczykiem — kucharzem. Sądziłem więc, że pójdzie mi łatwo. Ale nie ukradłem nic. Stało się coś, co powstrzymało mnie od tego. Dlatego też jestem dziś tutaj. Przyszedłem ostrzec pana. W parku natrafiłem na dzikiego człowieka, prawdziwego djabła, ukrytego w gąszczu drzew. Był straszny. Nie jestem wprawdzie ułamkiem, myślę jednak, że z łatwością rozszarpałby mnie w kawały. Gonił mnie. Przytem nie miał żadnego odzienia, któreby zasługiwało na tę nazwę. Łaził po drzewach