Strona:Jack London - Córa nocy.pdf/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

patrzył na nią. Zachowywał się tak jakby nie było jej wcale. Też był gniewny, ale gniewny na chłodno.
— Jest to tchórzowski sport, dobry dla narodu tchórzów — odezwał się.
— Ach — przemówił aksamitnym głosem Luis Cervallos — senor sądzi, że rozumie nas?
— Rozumiem inkwizycję hiszpańską — odparł John Harned. — Musiało to być widowisko jeszcze więcej pociągające niż walka byków.
Luis Cervallos uśmiechnął się, ale nie odpowiedział. Spojrzał jednak na Marję Valenzuela i pewien był już wygranej w tej walce byków, toczącej się w loży. Nie chciała mieć nic do czynienia z Gringiem, który mówił takie rzeczy. Ale ani Luis Cerrallos ani ja nawet, nie przewidzieliśmy co z tego wyniknie. Widzę teraz, że nie jesteśmy w stanie zrozumieć Gringów. Skądże mogliśmy wiedzieć, że John Harned, który dotąd gniewał się na chłodno, nagle i nieoczekiwanie oszaleje? Oszalał. Oszalał dosłownie. Przekonacie się o tem sami. Nie chodziło mu o byka. Sam to mówił. Dlaczegóż więc tak bardzo obchodził go koń? Tego nie jestem w stanie zrozumieć. Prawdopodobnie bieg myśli Johna Harned pozbawiony był wszelkiej logiki. Jest to jedyne wytłomaczenie.
— W Quito zazwyczaj nie używają koni na arenie — rzekł Luis Cervallos, przeglądając program widowiska. — W Hiszpanji mają je zawsze. Dziś jednak, dzięki specjalnemu zezwoleniu, i my je zo-