Strona:Jack London - Córa nocy.pdf/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pięć razy Ordonez zadawał pchnięcie i za każdym razem szpada chybiała lub natrafiała na kość. Za szóstym razem szpada weszła w ciało po rękojeść. Ale było to bardzo niezdarne pchnięcie. Ostrze nie przeszyło serca i wyszło o pół jarda dalej z drugiego boku. Widzowie wygwizdali matadora. Spojrzałem wówczas na Johna Harned. Siedział w milczeniu. Nawet nie drgnął. Widziałem jednak, że zęby jego zacisnęły się mocno, a palce dłoni kurczowo wparły się w poręcz loży.
Choć cios nie był śmiertelny byk już nie nadawał się do walki. Krok jego był chwiejny i kulawy z powodu szpady, która całem ostrzem tkwiła mu w ciele. Ociekł od matadora i kapadorów. Pędził teraz znów dokoła areny, zadzierając łeb do góry i patrząc w twarze widzów.
— Na litość boską wypuśćcie mnie stąd. Nie chcę walczyć. Oto co mówi byk — zauważył John Harned.
To było wszystko co powiedział. Nie odezwał się już więcej. Siedział w milczeniu i patrzył na arenę. Ukradkiem jednak spoglądał na Marję Valenzuela, aby się przekonać jakie to na niej czyni wrażenie. Gniewała się bardzo na matadora. Był niezdarą. Ona zaś pragnęła mistrzowskiego ciosu.
Byk był już bardzo wyczerpany. Upływ krwi osłabił go, chociaż rana nie była śmiertelna. Kroczył teraz wolno wzdłuż ogrodzenia, poszukując wyjścia. Nie chciał walczyć. Miał już dosyć. Musiał jednakże zginąć. Jest na szyi byka jedno takie miejsce,