gdyby zwierzęciu przed wypuszczeniem go na arenę krępowano nogi.
Marję Valenzuela rozgniewało szyderstwo słów Johna Harned. Ale Luis Cervallos uśmiechnął się. Był to uśmiech nieznaczny, Ale ja spostrzegłem go i zaraz sobie pomyślałem, że gra się zaczyna. Obydwaj mieliśmy stać się banderillerosami. Ogromny byk amerykański znajdował się w loży wraz z nami. Zadaniem naszem było miotanie weń strzał tak długo aż się rozgniewa. Wówczas może związek jego z Marją Valenzuela nie dojdzie do skutku. To był doskonały sport. A proszę nie zapominać, że w żyłach naszych tętniła krew urodzonych poskramiaczy byków.
Byk na arenie był teraz podniecony i wściekły. Kapadorowie prowadzili z nim kunsztowną grę. Był zwinny. Niekiedy wykonywał tak błyskawiczne zwroty, że tylne nogi jego traciły równowagę. Przysiadał wówczas na piasku. Uderzał jednak zawsze tylko w powiewające płachty i nie czynił szkody.
— Nie ma żadnej szansy — zauważył John Harned. — Walczy z powietrzem.
— Uważa płachtę za swego przeciwnika — tłómaczyła Marja Valenzuela. — Widzi pan jak chytrze zwodzi go kapador?
— Taki jest już los byka — rzekł John Harned. — Zawsze go zwodzą. Dlatego też od samego początku skazany jest na walkę z powietrzem. Wiedzą o tem dobrze toreadorowie i publiczność, a pani również. Wiem o tem ja, wszyscy zgóry wie-
Strona:Jack London - Córa nocy.pdf/48
Ta strona została przepisana.