Strona:Jack London - Córa nocy.pdf/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Widziałem już niezdarnych matadorów. Wówczas walka byków nie sprawia żadnej przyjemności.
Wzdrygnął się nagle, a twarz jego przybrała wyraz niesmaku. Teraz pewien jestem, że to wtedy właśnie djabeł szeptał mu do ucha i zaczynał grać swą rolę.
— Senor Harned ma zapewne rację — rzekł Luis Cervallos, — Być może nie postępuje się uczciwie z bykiem. Wiemy wszak wszyscy że w ciągu całej doby nie dają mu wody, a dopiero bezpośrednio przed rozpoczęciem walki pozwalają napić się dowoli.
— I byk wkracza na arenę, obciążony nadmiarem wypitej wody — podchwycił szybko John Harned. Zauważyłem wówczas, że oczy jego przybrały barwę szarą, a spojrzenie ich było ostre i bardzo chłodne.
— Sport wymaga tego — odpowiedział Luis Cervallos. — Inaczej byk byłby tak silny, że mógłby pozabijać wszystkich toreadorów. Czy chciałby pan tego?
— Powinnoby mu się jednak dać jakąś szansę zwycięstwa — rzekł John Harned, spoglądając na arenę, na której ukazał się drugi byk.
Ten jednak był niedobry. Wydawał się przerażonym. Biegał dokoła areny, poszukując wyjścia, Wystąpili jak zwykle kapadorowie i poczęli potrząsać przed nim swemi płachtami. Ale byk nie przyjął wyzwania.