Strona:Jack London - Córa nocy.pdf/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

huczał od oklasków. Powtórzyło się to trzykrotnie. Kapador byt doskonałym znawcą swego fachu. Ustąpił wreszcie i drugi kapador począł igrać z bykiem. Potem zatknięto mu banderille. Jak zwykle. Po jednej u każdej łopatki i to jednocześnie. potem wystąpił Ordonez, głośny matador, z długą szpadą i szkarłatnym płaszczem w ręku. Trąby podały sygnał śmierci. Ordonez nie był mistrzem tej miary co Matestini, był jednakże bardzo zręczny. Jednym ciosem utopił szpadę w sercu zwierzęcia. Byk zgiął kolana, runął na piasek i skonał. Był to ładny cios, czysty i pewny. Zyskał też dużo oklasków i wielu prostaków z publiczności rzuciło na arenę kapelusze. Marja Valenzuela klaskała wiąz z innymi, ale John Harned, którego lodowatego serca nie poruszyło wcale to widowisko, spojrzał na nią ze zdziwieniem.
— Pani się to podoba? — zapytał.
— Bardzo — odparła, klaszcząc wciąż w dłonie.
— Pamiętam — rzekł Luis Cervallos, — kiedy jako małe dziewczątko jeszcze przyszła po raz pierwszy do amfiteatru. Miała wtedy zaledwie cztery lata. Siedziała wraz z matką. Klaskała i cieszyła się zupełnie tak samo jak dzisiaj. Jest prawdziwą Hiszpanką.
— Widział pan teraz? — spytała Marja Valenzuela, kiedy muły wywlokły ciało zabitego byka z areny. — Podoba się panu walka byków, prawda? Co pan sądzi o niej?