Strona:Jack London - Córa nocy.pdf/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zadowoleniem podstawia swoją głupią twarz pod ciosy. Proszę pojechać ze mną do Quito. Tam pokażę panu sport wymagający prawdziwej odwagi, sport męski, walkę toreadora z bykiem.
Ale John Hamed nie pojechał do Quito dla walki byków. Pojechał tam wyłącznie dla Marji Valenzuela. Był on ogromnym mężczyzną, dużo szerszym w plecach od nas Ekwadorczyków, wyższym o wiele i silniejszym w nogach i kości. Zaręczam, że był silniejszym niż większość ludzi z jego własnej rasy. Miał oczy barwy błękitnej. Widziałem jednak, że czasami zmieniały się. Bywały szare, albo zgoła barwy ołowiu. Twarz jego była zawsze wygolona gładko jak u księdza. To było zabawne. Dlaczego właściwie mężczyzna ma się wstydzić zarostu na twarzy? Czyż zarost nie jest dziełem Boga? Tak, wierzę w Boga. Nie jestem poganinem, jak wielu z was, Anglików. Bóg jest dobry i wie co czyni. Stworzył mnie Ekwadorczykiem i dał mi dziesięć tysięcy niewolników. A kiedy umrę Bóg przyjmie mnie do raju. Tak, księża mają rację.
Inaczej John Hamed. Był on spokojnym człowiekiem. Mówił cichym głosem. Nigdy nie gesty kulował podczas rozmowy. Można było pomyśleć, że miał kawał lodu w piersi zamiast serca. A jednak posiadał chyba we krwi odrobinę ciepła, skoro pojechał do Quito wraz z Marją Valenzuela. Ale choć głos jego był cichy, a ręce nie gestykulowały, John Harned był zwierzęciem. Zobaczycie to sami. Był bestją pierwotną, głupim i okrutnym barbarzyńcą