Strona:Jack London - Córa nocy.pdf/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Po wyroku, na który pan zasłużył — rzekła chłodno — będzie pan mieć dość czasu do osądzenia czy nie było to szaleństwem przywłaszczać sobie cudze rzeczy i teroryzować kobietę rewolwerem. Będzie pan mieć dobrą naukę, a zarazem dużo czasu na poprawę. A teraz proszę mi powiedzieć całą prawdę. Nie ma pan przecież żadnego przyjaciela, którego kłopoty rzekomo przyprawiały pana o rozpacz. Cała ta historyjka, którą mi pan opowiadał, była wszak kłamstwem?
— Nie odpowiedział odrazu. Oczy jego wciąż jeszcze utkwione były w jej źrenicach, ale miały wyraz smutny. W rzeczywistości przez chwilę nie widział swej interlokutorki. Przed wzrokiem jego duszy rozpostarły się nagle bezmierne stopy Zachodu. Tak mężczyźni jak i kobiety lepsi tam byli i więksi duchowo od tych nawskroś zepsutych naturalizowanych przybyszów, za jakich uważał mieszkańców po trzykroć przeklętych miast Wschodu.
— Proszę, czemuż mi pan nie odpowiada? Dlaczego nie wymyśli pan sobie jakiej nowej bajeczki? A może chciałby pan poprosić abym go wypuściła na wolność?
— Owszem chciałbym odpowiedział, przesuwając językiem po zaschłych wargach. — Poprosiłbym o to napewno gdyby...
— Gdyby co? — zapytała drwiącym tonem.
— Przepraszam. Próbowałem właśnie znaleźć właściwe określenie. A więc poprosiłbym o to gdyby pani była uczciwą kobietą.