Strona:Jack London - Córa nocy.pdf/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W tej chwili otworzyły się drzwi za jego plecami. Usłyszał, że do pokoju ktoś wszedł. Nie odwrócił jednak głowy. Patrzył na kobietę i znajdował, że wyraz twarzy jej uległ zupełnej zmianie. Twarz ta była teraz zimna, nieugięta i bezlitosna, aczkolwiek wciąż jeszcze wspaniała w swej piękności. Oczy również miały wyraz twardy. Paliły się w nich teraz zimne iskierki.
— Tomaszu — rzekła. — Zatelefonuj w tej chwili po policję. Dlaczego nie przychodziłeś tak długo?
— Przybiegłem, proszę jaśnie pani, w tej chwili, kiedy tylko usłyszałem dzwonek.
Oboje nie spuszczali z siebie wzroku. Zobaczyła że na wzmiankę o dzwonku w jego oczach przemknął cień zdumienia.
— Przepraszam jaśnie panią — rzekł kamerdyner z poza jego pleców. — Czy nie byłoby jednak lepiej abym skoczył po broń i zbudził służbę?
— Nie. Zatelefonuj po policję. Ja sama zatrzymam tutaj tego człowieka. Idź prędko.
Kamerdyner wymknął się z pokoju, a mężczyzna i kobieta siedzieli nadal, patrząc sobie w oczy. Dla niej była to zabawna, podniecająca przygoda. Wyobrażała sobie już plotki, snute na ten temat przez ulicę. Widziała wzmianki, ukazujące się w eleganckich czasopismach o tem jak piękna i młoda pani Setliffe gołemi rękami wzięła do niewoli uzbrojonego w rewolwer włamywacza. Sensacja była zapewniona. Poklask znajomych również.