Strona:Jack London - Córa nocy.pdf/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kie polecenie tonem, którego dotąd nie słyszał w ej głosie. — Proszę się nie ruszać. Ręce trzymać ja stole.
Brała przykład z jego własnych sposobów. Nie mogła jednak widocznie utrzymać ciężkiej broni wyciągnięta ręką. Kolba rewolweru i łokieć jej spoczywały na stole, lufa zaś była wycelowana nie w jego głowę, lecz w pierś. Twarz mężczyzny nie zdradzała niepokoju. Ale, spełniając posłusznie jej rozkazy, wiedział dobrze, że nie mógł pokładać nadziei w możliwem chybieniu, spowodowanem przez wstrząs. Spostrzegł również, że rewolwer wymierzony był celnie, a trzymająca go dłoń nie drżała. Nie miał też żadnej wątpliwości co do średnicy dziury, którą jest w stanie wywiercić kula wypuszczona z magazynu jego Colta. Nie patrzył więc wcale na kobietę. Całą jego uwagę przykuwał kurek rewolweru, który ugiął się teraz pod naciskiem delikatnego palca.
— Sądzę — odezwał się — że zrobię dobrze, uprzedzając panią, iż kurek tego rewolweru jest nader podatny. Niechaj pani nie naciska go tak silnie, gdyż w następnej chwili już mogę mieć w ciele dziurę wielkości laskowego orzecha.
Zwolniła częściowo kurek.
— Teraz jest lepiej — zauważył. — Najrozsądniej zresztą będzie nie naciskać kurka wcale. Przekonała się pani przecież jak łatwo się ugina. W razie życzenia krótkie, szybkie pociśnięcie zrobi swoje, a na pięknej posadzce tego pokoju na długo zostanie brzydka plama.