Strona:Jack London - Córa nocy.pdf/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

występnego trybu życia i zwrócenia się na drogę uczciwości...
Przerwał ze skruchą w głosie.
— Przepraszam panią — rzekł. — Przyznaję, że moja nadmierna nerwowość jest zbędną.
Mówiąc to zdjął prawą dłoń z rewolweru i, zapaliwszy papierosa, już nie położył jej z powrotem.
— Dziękuję panu za ten dowód zaufania — szepnęła słodko, przezornie powstrzymując się od ponownego zmierzenia odległości rewolweru i wciąż mocno naciskając dzwonek.
— Powracając do sprawy tych trzechset dolarów — zaczął powoli — mógłbym je dziś jeszcze przekazać na Zachód. Wzamian za tę sumę wraz z utrzymaniem zgadzam się pracować przez cały rok.
— Zarobi pan więcej. Zaręczam, Mogę panu obiecać nawet siedemdziesiąt pięć dolarów miesięcznie. Czy umie pan obchodzić się z końmi?
Oczy mężczyzny zaświeciły się.
— Wobec tego angażuję pana do siebie albo raczej do mego ojca. To wszystko jedno zresztą, gdyż nie ojciec mój, ale ja angażuję służbę. Potrzebuję właśnie drugiego stangreta.
— Czy będę musiał włożyć liberję? — spytał hardo. I w głosie jego nagle zabrzmiało szyderstwo wolnego syna Zachodu.
Uśmiechnęła się pobłażliwie
— Nie wiem ostatecznie czy to będzie koniecznem. Pomyślę jeszcze. Tak. Czy potrafi pan ujarzmiać i tresować źrebce?