Strona:Jack London - Córa nocy.pdf/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dowiedziałam się dlaczego w danym wypadku włamanie równa się zabieraniu tego co do pana należeć powinno. Proszę, niechże pan zechce usiąść na chwilę przy stole i wyjawić mi tę tajemnicę.
Usiadła sama i ruchem ręki zaprosiła go by zajął miejsce naprzeciwko niej. Nie zaniechał swej czujności. Widziała to dobrze. Wzrok jego błądził podejrzliwie dokoła, nie odpoczywając nawet na chwilę, ale powracając zawsze z niemym zachwytem do jej oczu. Wskutek tej czujności wydawał się nawet nieco roztargnionym. Zauważyła nawet, że słuchając jej głosu, jednocześnie starał się pochwycić uchem jakiś podejrzany szmer. Nie rozstał się też z rewolwerem. Broń leżała teraz na stole. Dłonią dotykał jej kolby.
Ale szanse uległy raptownej zmianie. Nie wiedział o tem nic oczywiście. Ten mieszkaniec dzikiego Zachodu, podejrzliwy, i przebiegły, przyzwyczajony do stepów i kniej, nie przypuszczał wcale, że pod stołem, na podłodze tuż koło stopy pani domu znajdował się guzik elektrycznego dzwonka. Nie słyszał nigdy o takim wynalazku. Czyż można się więc dziwić, że nadal wytężał swą zbyteczną już czujność.
— To było tak, proszę pani — zaczął spełniając jej życzenie. — Stary Setliffe kiedyś zniszczył mnie zupełnie. Mój interes nie był wyrobiony wówczas, ale szedł. Pracowałem. Każdy przecież będzie pracować ile tylko ma sił, mając przed oczami perspektywę zdobycia kapitału. Nie narzekam