Strona:Jack London - Córa nocy.pdf/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Szukając właściwej butelki i zastępując jeden kieliszek drugim.
— Czy ta jest lepsza? — spytała.
— Tak, proszę pani. Tej nie czuć dymem. Doskonała wódka. Nie piłem takiej od tygodni. Jest w miarę gęsta. Widać odrazu, że nie pochodzi z fabryki chemicznej.
— Czy pan dużo pije?
Pytanie brzmiało nawpół ciekawie nawpół wyzywająco.
— Nie, proszę pani. Nie zanadto wiele przynajmniej. Zdarzało mi się oczywiście, ale dość rzadko. Bywają jednak chwile, kiedy odczuwa się potrzebę łyknięcia kropli dobrego trunku. Wydaje mi się, że tylko co właśnie był moment odpowiedni. A teraz dziękuję pani za uprzejmość i zabieram się do opuszczenia tego mieszkania.
Ale pani Setliffe nie miała zamiaru rozstać się tak prędko ze swym włamywaczem. Nie była wcale romantyczką. Znajdowała jednakże w całej tej niezwykłej przygodzie pewien przyjemny dreszczyk. Pozatem odzyskała w zupełności równowagę ducha. Wiedziała przecież, że niebiezpieczeństwa niema. Mężczyzna nie bacząc na swą wydatną szczękę i przenikliwe piwne oczy był nad wyraz potulnym. Jednocześnie w umyśle jej przemknęła myśl o kółku przyjaciół, admirujących jej odwagę. Czyż można było pozostawić sytuację niewyzyskaną?
— Pan jednakże nie wytłomaczył mi jeszcze jednej rzeczy, która mnie interesuje, — rzekła — Nie