Strona:Jack London - Córa nocy.pdf/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cież pan przyszedł tu w celu dokonania kradzieży. Kraść zaś znaczy zabierać coś, co należy do innego człowieka.
— I tak i nie. W tym wypadku zdania mogą być podzielone. Przepraszam jednak panią. Sądzę, że już czas na mnie.
Mówiąc to posunął się w kierunku drzwi jadalni. Ona jednak niezwłocznie zagrodziła mu drogę, czyniąc z siebie zachwycającą przeszkodę. Lewa ręka mężczyzny podniosła się. Wyglądało to jakby miał zamiar schwycić ją za ramię. Potem jednak rozmyślił się. Był poprostu steroryzowany jej przesłodką kobiecością.
— Aha — wykrzyknęła triumfująco. — Wiedziałam, że pan się nie ośmieli.
Mężczyzna był zakłopotany
— Dotychczas jeszcze nigdy nie podniosłem ręki na kobietę — tłómaczył się. — Widzę, że nie przychodzi mi to zbyt łatwo. Uczynię to jednak napewno, jeżeli tylko pani krzyknie.
— Czy nie zechce pan pozostać tu jeszcze kilka minut? — nastawała. — Porozmawiamy trochę. Jestem zaintrygowane. Pragnęłabym bardzo dowiedzieć się jakim sposobem doszedł pan do rozumowania, że drogą rabunku zabiera się rzeczy nie cudze lecz swoje.
Spojrzał na nią z podziwem.
— Myślałem zawsze, że kobiety boją się złodziei — wyznał. — Pani zaś nie wygląda zupełnie na przestraszoną.