Strona:Jack London - Córa nocy.pdf/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jakto, kobietę?
— Tak, to trudno — odparł. Zobaczyła w tej chwili, że usta jego zaciskają się ponuro. — Pani jest tylko słabą kobietę, to prawda. Ale, widzi pani, ja nie mogę pozwolić na to aby mnie wtrącono do więzienia. Nie, proszę pani. W żadnym razie. Tembardziej, że na Zachodzie oczekuje na mnie przyjaciel. Znajduje się w bardzo kłopotliwej sytuacji, w której muszę mu dopomóc.
Tu jego wargi zacisnęły się ponownie, przybierając jeszcze więcej stanowczy wyraz.
— Przypuszczam zresztą — dodał, — że zdołałbym zatkać pani gardło, jednocześnie nie czyniąc żadnej krzywdy.
Jej oczy przybrały nagle wyraz dziecięcej naiwności.
— Nigdy dotąd nie widziałam włamywacza — rzekła. — Wprost nie umiem wypowiedzieć do jakiego stopnia pan mnie zaciekawia.
— Nie jestem włamywaczem, proszę pani. To jest, nie zupełnie — dodał pospiesznie, widząc jej ubawione a zarazem niedowierzające spojrzenie. — Rozumiem że znajdując się tutaj muszę wyglądać na włamywacza. W istocie jednak przedsięwziąłem to po raz pierwszy w życiu. Potrzebowałem bardzo pieniędzy. Pozatem wogóle uważam, że zabieram raczej to co powinno należeć do mnie.
Uśmiechnęła się, jakby zachęcając go do dalszych zwierzeń.
— Tego już nie rozumiem — rzekła. — Prze-