Strona:J. Turgeniew - Z „Zapisek myśliwego”.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mój sąsiad wziął z sobą dziesiętnika Archipa, przysadzistego chłopa, o kwadratowej twarzy, z muskułami rozwiniętemi w sposób przedpotopowy — oraz zgodzonego niedawno rządcę z gubernij Ostzejskich, młodzieńca lat dziewiętnastu, szczupłego, jasnego blondyna, z obwisłemi ramiony i długą szyją, pana Gotlieba von der Kock’a.
Sąsiad mój niedawno objął majątek. Otrzymał on go w spadku po ciotce, wdowie po radcy stanu Kardon-Katajewowej, kobiecie nadzwyczaj otyłej, która nawet w łóżku leżąc, zawsze ciężko stękała.
— Poczekajcie na mnie, tu, na polance — rzekł Ardalion Michajłowicz (mój sąsiad), zwracając się do swoich towarzyszów.
Niemiec ukłonił się, zsiadł z konia, wydobył z kieszeni książkę, zdaje mi się, że romans Joanny Schoppenhauer, i usiadł pod krzaczkiem; Archip został na słońcu i nie poruszył się w przeciągu godziny.
Pochodziliśmy po krzakach i nie znaleźli ani jednego cietrzewia.
Ardalion Michajłowicz oświadczył, że ma zamiar udać się do lasu. Ja sam wątpiłem jakoś tego dnia o powodzeniu polowania, więc powlokłem się za nim.
Wróciliśmy na polankę.
Niemiec założył stronie książki, którą czytał, schował książkę do kieszeni i wsiadł, nie bez trudności, na swoją kusą, wybrakowaną kobyłę, która kwiczała i wierzgała za najmniejszem dotknięciem; Archip poruszył się, szarpnął cuglami, zamachał nogami i ruszył nareszcie z miejsca swoją oszołomioną szkapinę.
Pojechaliśmy.