Strona:J. Turgeniew - Z „Zapisek myśliwego”.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przejeżdżając przez to miejsce, gdzie pierwszy raz usłyszeliśmy stuk wozu, Filofej, który podpiwszy sobie w Tule, stał się bardzo rozmowny, tak, że mi nawet bajki opowiadał — przejeżdżając przez to miejsce, Filofej nagle się roześmiał.
— A pamięta pan, jak tu mówiłem: stuka, stuka?
Wyraz ten wydał mu się ogromnie zabawnym.
Tegoż wieczoru powróciliśmy do wsi. Opowiedziałem o swej przygodzie Jermołajowi. — Będąc trzeźwym, nie wyraził żadnego współczucia, tylko mruknął; z pochwałą, czy z wymówką, tego, jak przypuszczam, sam nie wiedział. Lecz w dwa dni potem zawiadomił mnie z przyjemnością, że tej samej nocy, kiedyśmy z Filofejem jechali do Tuły, na tej samej drodze ograbiono i zabito jakiegoś kupca. Z początku nie chciałem wierzyć tej wieści, lecz później trzeba było uwierzyć, prawdziwość jej bowiem potwierdził urzędnik policyjny, który przyjeżdżał na śledztwo.
Czy nie z tego właśnie „wesela“ wracali nasi zuchowie, czy nie tego „pana młodego“ oni, według żartobliwego wyrażenia olbrzyma, „ułożyli“?
We wsi Filofeja bawiłem jeszcze pięć dni. Ile razy go spotkałem, zawszem pytał:
— A co? stuka?
— Wesoły człowiek — odpowiadał za każdym razem Filofej i śmiał się.