Strona:J. Turgeniew - Z „Zapisek myśliwego”.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A dzieci masz?
— Mam i dzieci.
— Dlaczegożeś ty o nich nie wspominał? Żałowałeś koni, a żony i dzieci nie?
— A czegóż ich żałować? Przecież oni nie dostaliby się w ręce złoczynćom. Ja ich cały czas trzymałem w rozumie i teraz ich trzymam...
Filofej zamilkł; może być, że dla tych dzieci Bóg się nad nami zmiłował.
— A jeżeli to nie byli rozbójnicy?
— Kto to wie? W cudzą duszę wejść trudno. Cudza dusza, wiadoma rzecz, ciemność. A z Bogiem zawsze lepiej. Ja swoją rodzinę zawsze... — No, no, maleńkie, z Bogiem!
Już rozwidniało się, gdyśmy dojeżdżali do Tuły. Leżałem w półśnie.
— Panie — rzekł Filofej. — Niechno pan patrzy. Oni tam stoją koło karczmy, to ich wóz.
Podniosłem głowę; rzeczywiście oni, wóz ich i konie.
Na progu szynkowni ukazał się nagle znajomy olbrzym w kożuchu.
— Panie — zawołał machając czapką — pańskie pieniądze przepijamy. A co? — dodał zwracając się do Filofeja. Co, stangrecie? Ja myślę, że byłeś trochę w strachu!
— Nadzwyczaj wesoły człowiek — zauważył Filofej — gdyśmy już odjechali ze dwadzieścia sążni od karczmy.
Przybyliśmy nareszcie do Tuły. Kupiłem śrutu, herbaty, wina i konia od handlarza, a w południe wyjechaliśmy z powrotem.