Strona:J. Turgeniew - Z „Zapisek myśliwego”.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Bardzo dziękujemy — rzekł olbrzym i grube jego palce porwały w jednej chwili, nie całą portmonetkę, tylko te dwa ruble — bardzo dziękujemy.
Wstrząsnął włosami i pobiegł do wozu:
— Chłopcy — krzyknął — pan przejeżdżający ofiarował nam dwa ruble!
Zaczęli się śmiać na cały głos. Olbrzym wgramolił się na przód wozu.
— Zostańcie szczęśliwi!
Tyleśmy ich widzieli; konie szarpnęły, wóz zagrzmiał po drodze, jeszcze raz mignął nam się na czarnym pasie, oddzielającym ziemię od nieba, i zniknął. I oto już ani turkotu, ani krzyku, ani dzwonków nie słychać.
Nastała martwa cisza.


Nie zaraz przyszliśmy do siebie, ja i Filofej.
— Ach! ty dyable taki — rzekł on nakoniec — zdjął czapkę i zaczął się żegnać. Dziwny człowiek — dodał — i zwrócił się do mnie uradowany. Ej! maleńkie, ruszajcie się, będziecie całe, wszyscy będziemy cali. Wszakżeż to on powoził, on przejechać nie dawał.
Ja milczałem, lecz było mi jakoś dobrze na duszy. Będziemy cali, powtarzałem w myśli; rozciągnąłem się na sianie. Taniośmy się wykupili!
Wyrzucałem sobie nawet, że wspominałem wiersz Żukowskiego. Nagle przyszła mi myśl do głowy.
— Filofej.
— Co?
— Czyś ty żonaty?
— Żonaty.